czwartek, 29 kwietnia 2010

Kur*a mac 72

Kilka zdjęć z życia architektów krajobrazu.

Uwiecznione tu zostały chwile tuż przed oddaniem projektu na konkurs. W pracy brało udział 9 osób oraz ich komputery.

Centrum sterowania światem w ryjcu w Centaurowie.

Próby czcionek przed ustaleniem ostatecznej wersji plakatu, który miał iść do druku. Później pojawiła się propozycja nazwy dla naszej grupy projektowej, zainspirowana hasłami z kartki ("Nazwijmy się 'Kur*a mac 72'!"), ale się nie przyjęła.

A to malownicza decha, którą znalazłam w ryjcu. Osoby nawiedzające pomieszczenie pokryły ją szczelnie różnymi sentencjami. Większość świadczyła o tym, że ich autorzy wcale nie chcą być tam, gdzie się właśnie znaleźli. Na zdjęciu, niestety, nie da się ich wszystkich odczytać, ale z tego, co pamiętam, napisano tam m. in.:

Ryjec - miejsce spotkań.
Precz z grafami!
Znowu tu jestem. Znowu cierpię.
Gdyby ryjec był niebem, byłbym już świętym - tyle czasu tu k***a spędzam.

I tak dalej, i tak dalej...

czwartek, 22 kwietnia 2010

W steeepieee szerokiiim...

Prawie wszyscy wiedzą, że rysuję. Bliżsi znajomi wiedzą, że z nudów rysuję mangi. Niektórzy wiedzą, że interesuję się siedemnastowieczną historią polską i kulturą sarmacką. Prezentuję nietypowy efekt połączenia tych pasji.

Pokazując go światłu dziennemu mam cichą nadzieję, że stanie się on zapowiedzią większego przedsięwzięcia, któe kołacze mi się w głowie od dłuższego czasu. Ale, ponieważ znam swój zapał do podobnych pomysłów, nie zdradzę więcej szczegółów, żeby nie zapeszyć.

środa, 14 kwietnia 2010

Szkice botaniczne

Szkicownik Szkicownikiem, a do tej pory nie pojawił się na nim żaden rysunek. Pora to nadrobić.

Dzisiaj na zajęciach z szaty roślinnej mieliśmy za zadanie rysować organy przetrwalnikowe bylin. Mi przydzielono kłącze bliżej niezidentyfikowanej rośliny, pewnie irysa. Naszkicowałam.
Z koleżanką z ławki, Curie, stwierdziłyśmy, że na rysunku kłącze irysa przypomina wyjątkowo nieprzyjemnego i złośliwego kosmitę. Poprawiłam więc atrakcyjność mojego rysunku i dorysowałam superbohatera mającego chronić naszą biedną planetę przed najeźdźcą z kosmosu.

Superbohater nazywa się Protector Solar. Sam jako postać powstał nieco wcześniej, podczas zeszłorocznych zmagań naszego roku z językiem hiszpańskim. Ale to już temat na osobną historię, przybliżę ją innym razem.

Prowadząca zaliczyła rysunek. O czym zresztą świadczy podpis w rogu kartki.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Rozważania narzeczeńskie

Nie dalej jak kilka dni temu byłam świadkiem takiego dialogu między moimi rodzicielami:

Tat: Gdzie moje jabłko z połoniny?
(Tat miał tu na myśli jabłko, które dzień wcześniej zabrał ze sobą jako suchy prowiant na jednodniowy wypad w Bieszczady. Nie zjadł go w końcu i przywiózł z powrotem)
Mam: Zjadłam je.
Tat: Co? Jak to? Moje jabłko?
Mam: Leżało samotne i biedne to zjadłam.
Tat: Moje jabłko z połoniny! Trzeba było samej je sobie zawieźć w góry i wnieść tam i z powrotem.
Mam: A pocałuj mnie w tam i z powrotem.

Rozmowa dość absurdalna. Ale tego typu gry słowne dominują w naszych relacjach rodzinnych. Kiedy się nad tym dłużej zastanowiłam, zadałam sobie pytanie czy rodzice mego miłego Rumcajsa (spokojne i ułożone małżeństwo) na pewno zdają sobie sprawę z tego w jaką rodzinę wżenia się ich syn. Pocieszyłam się myślą, że w pełnej krasie poznają się dopiero na weselu - a wtedy będzie już za późno.

piątek, 9 kwietnia 2010

Na początku...

Dnia dzisiejszego, ledwo zaczętego (godzina 00:36, normalni ludzie o tej porze śpią albo bawią się gdzieś na imprezie) szanowna Pani Autorka vel. Spore_Ka vel. ja założyła w internecie szkicownik.

Po cóż to uczyniła - Bóg jeden raczy wiedzieć. Czasem różne pomysły łażą człowiekowi po głowie, niektóre mądre, większość raczej nie, czasem jakieś historyjki, postacie, widoki, a człowiek nagle nabiera chęci, żeby je gdzieś uwiecznić, bo a nuż w następnym meandrze i tak już pokręconego umysłu gdzieś się zaplączą i zgubią. Notuje się więc te myśli bądź rysuje na kartkach różnakich, tych, które akurat się znajdą pod ręką, ozdabia jakimiś na żywioł stworzonymi rysuneczkami - kwiatkami, serduszkami, esami-floresami, czasem jakiś landszafcik się pojawi - a potem pakuje się to-to do szuflady, aż po kilku latach uzbiera się tego gruba teczka. A jej zawartość - pożal się Boże! - jest podobna i do tego umysłu, który ją zapełnił, i do tej szuflady. Trochę ważnych papierów się tam znajdzie, kilka zmiętych albo podartych kartek, plik odręcznych notatek na starych kserówkach, garść obierków z temperówki, szczypta kurzu, a najwięcej - rysunków. Rysunków własnych i cudzych, otrzymanych w prezencie od kolegów i koleżanek, najczęściej równie dziwacznych jak Autorka. Dziwolągi w końcu powinny trzymać się razem, jak powiedział pewien gadatliwy Osioł, dzisiejsza gwiazda popkultury.

Tadaaaaa! Po kilku latach kolekcjonowania Szkicownik się otwiera. Pogrzeb w nim trochę, drogi czytelniku, a może wśród papierów i obierków z ołówków znajdziesz i coś dla siebie.