poniedziałek, 26 lipca 2010

Szkice archiwalne cz. 2 + rozważania na temat odchudzania

Jestem zdecydowanie przeciwna dietom, głodówkom, anoreksji oraz wszelakim ograniczeniom ilości spożywanego jedzenia!

To dramatyczne oświadczenie wzięło mi się stąd, że ostatnimi czasy przygotowywałam się do pewnych badań lekarskich prowadzonych pod narkozą. Przeklęte badania wymagały przeprowadzenia ponad 24-godzinnej głodówki...

Mnie kazali sobie robić głodówkę! Mnie! Mnie, która ciężko przeżywa dni, w których ilość posiłków wyniosła mniej niż pięć, nie wliczając przekąsek pomiędzy! Ale mówi się trudno, zdrowie ponoć najważniejsze, a badania były konieczne. Pocieszałam się tym, że pomiędzy faszerowaniem się trzy razy dziennie przepisanymi lekami będę mogła spożywać nieograniczone ilości płynów (na przykład herbatka z 10 łyżeczkami cukru, hie hie hie). Słodka naiwności... Owe medykamenty to uniemożliwiły. Po drugiej dawce ("Proszek rozpuścić w 1 litrze niegazowanej wody mineralnej i wypić w ciągu godziny", jak głosiła ulotka) stwierdziłam, że mam dość wszelakich płynów na cały tydzień. Owe trzy litry dziennie przekraczały moje możliwości. Uczucie głodu zabijałam snem. Śniły mi się schabowe, gołąbki i jajka na miękko. To były piękne sny...

Po badaniu, wiedziona ciekawością, zważyłam się. I okazało się, że przytyłam;((( Całe trzy kilo! Z żalu postanowiłam spustoszyć lodówkę. W końcu teraz już mi wolno. No, i trzeba wrócić do starej wagi, nie? Myślę, że dieta z pięciu posiłków dziennie plus zakąski będzie w sam raz.

Ale dosyć mojego użalania się nad sobą. Szkicownik musi być szkicownikiem, a ponieważ nie udało mi się ostatnio wysmażyć nic ciekawego (chociaż planów było wiele) wrzucam dwa epizody z Frankiem w roli głównej.


niedziela, 18 lipca 2010

Szkice archiwalne

Znowu opóźnienia... Ehh...

Robiąc porządki w swoim pokoju natknęłam się na zeszyt ze starymi rysunkami jeszcze z lat licealnych i początku studiów. Tak odnalazły się moje stare komiksy, pierwsze szkice mangowe, jakieś takie kreski tworzone z nudów przez znajomych... Ot, cała masa skarbów. Ale nie, nie wrzucę tutaj wszystkiego od razu! Ten skromny zeszycik będzie dla mnie kołem ratunkowym w chwilach marazmu twórczego, kiedy nie będzie co pokazywać na blogu, buehehe...

W owych czasach pochłonięta byłam rysowaniem perypetii moich tak zwanych "Dzieci" - czyli czterech różnosubkulturowych koleżków.


W niektórych odcinkach pojawiały się wątki autobiograficzne, tak jak tutaj:

Nie, mój brat nie jest skejtem, a ja nie urodziłam się zagorzałą zwolenniczką metalu. Jednak motyw walk bratersko-siostrzanych jest u nas żywy i zawsze mnie inspirował.

Zdarzały się też pierwsze rysunki mangokształtne, które jako tako nadają się do pokazania:


O dziwo, są też rysunki z gimnazjum! Towarzystwo klasowe stwierdziło, że portret poniżej świetnie oddaje charakter powszechnie nielubianej pani z przyrody (pani z przyrody niech się nie obraża jak to znajdzie:P)


I na razie to tyle. Reszta będzie na następny raz.