sobota, 21 stycznia 2017

Lecz nie wiedzą o tym ludzie, że najgorzej w życiu to...

Pewnego dnia mój luby Rumcajs oświadczył, że jedzie do PSZOK-a.

Warto od razu podkreślić, że decyzja ta była niebagatelna. Wrocławskie PSZOK-i leżą gdzieś na uboczu od głównych tras, dojechać tam bez przesiadki się nie da i generalnie jest nie po drodze, i samochodem, i tramwajem, i rowerem, i tym bardziej pieszo. Małżonek mój zbierał się tam długo, długo się również zbierała górka śmieci do wywiezienia, bo przecież komu by się chciało jechać specjalnie na drugi koniec miasta z jedną jedyną zepsutą płytą CD, której to teoretycznie do "zwykłego" śmietnika wyrzucać się nie powinno. Tak, wiem, wszyscy wyrzucają i tak, ale nie my. My nie możemy. Nas jakoś tak sumienie gryzie, sumienie, napominające ściskającym za serce głosem Dorocińskiego opowiadającego o biednych, małych wilczkach ginących we wnykach, za których los czujemy się współodpowiedzialni poprzez wyrzucenie tej płyty, chociaż wiemy, że segregacja śmieci niewiele ma wspólnego z problemem kłusownictwa, poza ogólnym hasłem "ekologia". Ale tak czy siak - jakoś nie chcieliśmy tych CiDików i innych podobnych drobiazgów wywalać do kosza - zatem leżały, długo leżały i zagracały garderobę, bo droga do PSZOK-a wciąż wydawała się długa, zakorkowana i czasomarnująca.

Generalnie rzecz biorąc, mimo najszczerszych prorecyklingowych chęci, oboje z Rumcajsem zwolennikami tego systemu PSZOK-ów specjalnie nie jesteśmy.

A jednak po powrocie z wyprawy Rumcajs z niezbitą pewnością oświadczył, że jeszcze tam wróci.

Jak mi później tłumaczył, przez te półtorej godziny przebijania się w obie strony przez miasto wcale nie zrobił się nagle jeszcze bardziej prorecyklingowy. Po prostu pracownik PSZOK-a był tak uradowany jego widokiem, że luby Rumcajs poczuł się lepszym człowiekiem. Uszczęśliwił bliźniego samą swoją obecnością - tym, że dał komuś powód do trwania na posterunku z nadzieją, że ktoś kiedyś może jednak do tego całego PSZOK-a przyjdzie.

Także, moi kochani, jeżeli poczujecie kiedyś bezinteresowną chęć zrobienia komuś przyjemności, przejedźcie się do PSZOK-a. Bo, jak śpiewał Rysiek, najgorsze w życiu to samotnym być...

sobota, 14 stycznia 2017

Koala

Dobra, pora odkurzyć ten szkicownik, bo już mchem zarasta i pajęczynami...

Od dodania mojego ostatniego posta minęły ponad dwa lata (ups!), od ostatniego wrzuconego rysunku - szkicu z koalą - jeszcze więcej. Zmieniło się w tym czasie sporo. Najważniejszą zmianą był fakt, że dorobiliśmy się z lubym Rumcajsem własnej małej Koali. Tak żeśmy się nanosili na antypodach tych sympatycznych noszaków, że zamarzyło nam się mieć swojego - no i mamy.

Koala urodziła się na początku minionego roku. Ma buzię po tacie oraz długie stopy i apetyt po mamie. Jest też niezwykle wdzięczną inspiracją do rysowania komiksów.