Nie czujecie się czasem atakowani? Ja owszem. To taki dziwny
stan – poczucie zagrożenia, które nieustannie ci towarzyszy, ale zdajesz sobie
z niego sprawę tylko raz na jakiś czas. Ale nie wolno dać się zwieść pozorom,
niebezpieczeństwo czyha.
Bo one patrzą. Obserwują. I polują, chociaż może nam się
wydawać, że jest odwrotnie, że to my jesteśmy łowcami. Przeciwnikami są wielce
zdradliwymi, gdyż świetnie umieją kusić swymi wdziękami i podszywać się pod sprzymierzeńców.
Zaś najgorsze jest, że mogą zaatakować wszędzie. Czają się w domu, na ulicy, w
tramwaju, centrach handlowych, nawet w kolejce do lekarza. Wystarczy tylko, że
znajdzie się pod ręką kolorowe czasopismo lub reklama – i już rozpoczyna się
ofensywa.
Nie ma co owijać w bawełnę, drogie panie. To jest wojna.
Żyjemy pod ciągłym ostrzałem Rzeczy Ładnych. Owe przedmioty – najczęściej małe,
pozornie nic nie znaczące drobiazgi: biżuteria, kapelusze, chustki, apaszki,
kosmetyki w kolorowych pudełeczkach i flakonach, bibeloty do domu i ogrodu oraz
inne tym podobne urocze artykuły – czatują na nas wszędzie, wytrzeszczają swoje
słodkie, ogromniaste oczyska i wrzeszczą cieniutkimi głosikami na całe
gardziołka: „KUP MNIE! KUP MNIE! KUP MNIE!” Ponieważ są drobne, szybko
rozczulają. Natychmiast pojawia się zgubna i wyrachowana myśl, że taki drobiazg
to nic wielkiego, nie trzepnie mocno po koncie, miejsca w garderobie dużo nie
zajmie, a humor poprawi, zresztą jak tu nie przygarnąć takiego rozkosznego
maleństwa. I ręka sama się wysuwa w kierunku Rzeczy Ładnej.
Najusilniej naprzykrzają się, oczywiście, w sklepach.
Wystarczy ledwo musnąć wzrokiem wystawę – a te już szczerzą zębiska, prężą
futerko, łaszą się i piszczą. Nieraz będąc w sklepie, z lubym mym Rumcajsem, w
momencie silniejszego naporu chowałam się za jego plecami, prosząc aby swoim męskim
ramieniem obronił mnie przed tymi wszystkimi Ładnymi Rzeczami.
Czasem udaje się wyjść obronną ręką. Ale zdarza się, że
ledwie włos dzieli mnie od zgubnego ruchu dłonią w kierunku portfela. Nachodzą
wtedy człowieka myśli, jak się bronić przed taką nawałą, czy w ogóle się da i
właściwie po co. Tkwi jednak w mózgu to ostrzegawcze światełko, świadomość, że owa upragniona Rzecz Ładna niedługo po zakupie straci swój urok i stanie się
kolejnym, bezużytecznym kawałkiem chińskiego plastiku, zalegającym w szafie.
Podejrzewam, że gdyby nie ta lampka, z wielu batalii zakupowych nie wyszłabym
zwycięsko.
Kiedy i ten przebłysk zdrowego rozsądku zawodzi, pomaga mi
jeszcze spojrzenie na ceny. Dzięki Bogu, te zwykle są nieadekwatne do
rzeczywistej wartości artykułu. Nie łudźmy się, Rzecz Ładna, choć z pozoru
ładna, pozostaje jedynie bibelotem kiepskiej jakości, wykonywanym masowo w
fabrykach, bez dbałości chociażby o ich trwałość. Bo one nie mają być trwałe.
Mają być tymczasowe, ulotne, szybko się rozpadające – po to, aby przy następnej
wizycie w sklepie klientka połasiła się na kolejną bransoletkę, bo przecież ta
ostatnia już się wytarła i nie nadaje się do użytku.
A jednak raz na jakiś czas mój opór zostaje złamany i
wzbogacam się o kolejną Rzecz Ładną. Efekt jest taki, że drobiazg ląduje gdzieś
na dnie szafy i leży tam przez tygodnie, kompletnie bezużyteczny, aż go nagle
przypadkiem znajdę. Tymczasem luby Rumcajs wyrzuca, że nasze maleńkie
mieszkanie staje się coraz bardziej zagracone. Między innymi dlatego, że
czasami się zatracam i kupuję.
Dlatego należy być uważnym. Bo one patrzą. Obserwują. I
polują na nas, chociaż może nam się wydawać, że jest odwrotnie. To wojna, drogie
panie. Nie traćcie czujności.