Pamiętam z wczesnych lat dziecięcych spotkania towarzyskie
moich rodziców. Dorośli, często już pobrani i dzieciaci, zbierali się w gronie
przyjaciół na długich rozmowach przy kawie, przekąskach, czasem czymś
mocniejszym. Pociechy puszczali samopas, aby w kąciku oddały się swoim własnym
sprawom. Dyskusje ciągnęły się do późnych godzin nocnych, nieraz do momentu
kiedy zmęczona harcami dzieciarnia, na wpół śpiąca, musiała być na rękach
zanoszona do samochodów i odwożona do domu.
Zdarzało się, że rozmowy dorosłych schodziły na wspomnienia
z dzieciństwa. To były ciekawe czasy – Polska Ludowa, lata prosperity, potem
kryzys, Solidarność i stan wojenny. Świat niestabilny, zmieniający się jak w
kalejdoskopie, wypełniony dobrami, których dziś się już nie uświadczy. Dorośli
wspominali zatem gwiazdy młodości – Rodowiczkę, Niemena i Czerwone Gitary.
Dorzucali do tego kultowe produkcje, zarówno te z rzadka przeciekające z
Zachodu – jak „Bonanza”, „Niewolnica Izaura” – jak i rodzime – „Czterej Pancerni”
i „Wojna domowa”. Przypominano sobie charakterystyczną modę z dużymi okularami,
koszulami flanelowymi i wymarzonymi ciuchami z peweksu. Rozpływano się nad
niepowtarzalnymi smakami dzieciństwa, jak deficytowe pomarańcze, oranżada czy
kryzysowy produkt czekoladopodobny.
Wspomnienia ożywały, a my, młodziutkie latorośle, niby
zajmowaliśmy się własnymi zabawami, ale również przysłuchiwaliśmy się od czasu
do czasu. Nic dziwnego, opowieści były dla nas jak baśnie ze świata zupełnie
nam przecież nieznanego. I zawsze wtedy znajdował się ktoś, kto, zauważywszy
nasze dziecięce zainteresowanie, rzucał ku nam, ni to ze współczuciem, ni to z
wyższością, zdanie – Wasze pokolenie będzie pokrzywdzone.
Widząc nasze nierozumiejące spojrzenia dodawał – Jesteście
wychowani na dobrobycie. Nie będziecie mieli czego wspominać.
Minęło kilkanaście lat. Teraz to ja i moi rówieśnicy
zbieramy się na towarzyskich spotkaniach. Zdarza się, że rozmowy schodzą na
wspomnienia z dzieciństwa. To były ciekawe czasy – ostatnia dekada wieku,
początek kapitalizmu i popeerelowski kraj zachłystujący się Zachodem. Świat
niestabilny, zmieniający się jak w kalejdoskopie, wypełniony dobrami, których
dziś się już nie uświadczy. Wspominamy zatem produkcje kinowe i telewizyjne,
zwłaszcza te zagraniczne z lat osiemdziesiątych, docierające do nas z
opóźnieniem – choćby „MacGyver” i „Drużyna A”. Śmiejemy się z gwiazd i seriali,
takich jak „Backstreet Boys” i „Dynastia”, które wtedy były kultowe, a dziś są
synonimem kiczu. Dorzucamy nietypowe rozrywki i pasje kolekcjonerskie:
Tazzo’sy, karteczki do segregatorów, gry w gumę, państwa-miasta, podchody.
Przypominają się różne artykuły spożywcze, jak soki w woreczkach, lody w
kulkach, gumy Shock – tak przez nas uwielbiane, a wyklinane przez dietetyków.
Wspominamy też kultowe kreskówki o superbohaterach, stare animacje studia Se-Ma-For
i wchodzące wtedy dopiero na nasz rynek pierwsze mangi i anime. Rozpływamy się
nad kiczowatą modą w stylu butów z diodami, legginsów w nadruki z postaciami z
bajek i fryzur na trwałej.
Wspomnienia ożywają, rozmowa nabiera kolorów, twarze się
rozmarzają. I zawsze wtedy w ten nastrój wbija się ktoś ze zdaniem: - Kolejne
pokolenie będzie pokrzywdzone.
- Co? – doda widząc moje nierozumiejące spojrzenie – No
przecież sama powiedz. Czy oni będą mieli co wspominać?