sobota, 23 listopada 2013

Impresje z Retra 2013

Jest taki jeden weekend raz na dwa lata. Weekend - czyli niecałe trzy dni. Troszkę ponad dwie doby. A jednak po takim weekendzie ciężko wraca się do rzeczywistości.

W ów magiczny weekend zarówno obowiązek, jak i chęć, gonią mnie w Beskid Niski. Tam to bowiem raz na dwa lata w ostatni weekend sierpnia od bardzo wielu już lat odbywa się Festiwal Starej Piosenki Turystycznej Retro. Impreza ta, podobnie jak organizująca ją instytucja SKPB, stała się już zjawiskiem wielopokoleniowym. Zjeżdża się na nią przewodnicka brać w różnym wieku, niektórzy przywożąc ze sobą dzieci, a nawet i wnuki. Cóż, z klimatem górskim człowiek zazwyczaj wiąże się na całe życie... A że byłam na festiwalu nie pierwszy raz i wiele się również o dawniejszych latach osłuchałam od rodziców, przyglądałam się zmianom, jakie zaszły w formie tego wydarzenia.

A zmieniło się sporo. Największą chyba rewolucją była zmiana miejsca - w 2006 roku Rzeszowskie SKPB utraciło dzierżawioną w Wysowej bazę namiotową, gdzie tradycyjnie Retro się odbywało, imprezę przeniesiono więc do Wisłoczka. Inna stawała się również i oprawa, w tym catering, przykładowo, w Wysowej zwyczajem było, że na biesiadników czekało piwo beczkowe bez ograniczeń oraz udziec barani piekący się nad ogniskiem, potem zastąpiony udźcem wieprzowym. W tym roku organizator wykazał się finezją i przygotował różniste kiełbasy, karkówki i szaszłyki z grilla, zaś piwa beczkowego było siedem rodzajów. Zmieniły się również i moda, i technologia, nawyki i przyzwyczajenia. Kiedyś na bazach studenckich królowały koszule flanelowe, ciężkie plecaki ze stelażami, aluminiowe menażki i sztućce, duże latarki, cieknące brezenty, dziś wszechobecne są ubrania z membraną, "czołówki", bielizna termoaktywna, vibramy, namioty-igloo i temu podobne.

Obserwowałam sobie z boku te zmiany - i jakoś nostalgia mnie przycisnęła. Bo przecież patrzcie państwo, kto to widział, aby na Retrze, zamiast kawału ścierwa, którego zjedzenie z prawej strony groziło tasiemcem, a z lewej - zatruciem spalenizną, serwować mięsne marynowane frykasy o drażniącym nozdrza aromacie, kruche i rozpływające się w ustach, że palce lizać? Albo jakże to tak, że nie podaje się już gazowanego sikacza, przeżerającego dno plastikowego kufla po dwóch godzinach, tylko wyszukane chmielowe trunki o smaku ambrozji?

Cóż, taki już urok czasów, że się zmieniają. Można tego żałować, ale lepiej chyba się przystosować. Tym bardziej gdy pod nosem przemiło skwierczy pachnąca majerankiem biała kiełbaska, a bąbelki z kufla wypuszcza nie sikacz, a wyborny pale ale. Poza tym - stary klimat górski nie pozostał całkiem osierocony. Koszula flanelowa nie figuruje w słowniku eSKaPeBowskim jako ciuch lamerski, ale stylowy oldschool, zaś powszechne w czasach naszych rodziców składane aluminiowe sztućce "dwa-w-jednym" to obecnie nie przedpotopowa staroć, tylko artefakt noszony z dumą jak szabla po dziadku. Sam zresztą śpiewnik SKPB, a dokładniej kolejna jego edycja, pięknie odzwierciedla owo przewodnickie zamiłowanie do tradycji, bo obok piosenek popularnych, współcześnie śpiewanych po schroniskach, znalazły się w nim również pieśni z czasów naszych rodziców, często wyciągane i odkurzane także przez młodsze pokolenia.

Na całe szczęście, mimo postępu technicznego, wciąż nie zmienił się klimat. Retro wciąż brzmi muzyką z "żywych" instrumentów, pachnie dymem z ogniska i rosą, przenika nocnym - a bywa, że i porannym - chłodem i czaruje ową niespotykaną gdzie indziej osobliwą magią. Może jest to magia miejsca, tego zagubionego w Beskidzie Niskim, odciętego od cywilizacji Wisłoczka. A może jest to magia ludzi.

niedziela, 29 września 2013

Graficiarstwo retrowe

Drodzy czytelnicy!

W imieniu swoim i innych zaangażowanych w pracę nad śpiewnikiem SKPB dziękuję za oddanie Waszych głosów na ankietę. Śpiewnik został wydrukowany, w pocie czoła oprawiony oraz dostarczony na tegoroczny Festiwal Starej Piosenki Turystycznej Retro w Wisłoczku i cieszył się powodzeniem.

Ponieważ zdania i głosy w sprawie okładki były mocno podzielone (bezpośrednio zaangażowani mocno popierali wersję drewnianą i cerkiewną, natomiast w ankiecie niewielką przewagą zwyciężyła błękitna), ostatecznie wydrukowano wszystkie trzy projekty w proporcjach: błękit: 40 sztuk, drewno: 30 sztuk, cerkiewka: 30 sztuk. Okazało się, że w druku zdecydowanie najlepiej wyszła oraz największym powodzeniem w kolportażu cieszyła się wersja... drewniana. W tydzień po Retrze uchowały się na stanie ledwie 4 sztuki. Następne były okładki cerkiewne, błękit natomiast ogólnie jakoś słabo schodził... Gdzie są ci głosujący kupcy, pytam się? :P

Tak czy siak, praca nad śpiewnikiem była wspaniałą przygodą, tym bardziej, że pracowałam nad nim nie tylko ja, ale również koleżanka Foka (wybór piosenek, koordynacja prac) oraz Tat (wybór, korekta, opracowanie muzyczne). Powstało dziełko naprawdę sympatyczne - z tekstami i akordami, często w kilku wersjach, oraz przypisami przy piosenkach mających ciekawszą historię. Każdy utwór podpisano autorami i wykonawcami, natomiast alfabetyczny spis treści poza tytułami uzupełniono o pierwsze słowa piosenek oraz ich refrenów (bywa tak, że biesiadnicy często znają pierwsze słowa albo refren, a tytułu - za nic).

Poza śpiewnikiem zajęłam się również projektem koszulek retrowych. Inspiracja przyszła z pewnego serialu z lat 70., elementy nawiązują do festiwalowych tradycji - gry na gitarze, napojów wyskokowych oraz pieczeni wieprzowej, którą wedle zwyczaju serwowano na imprezie. To ostatnie w tym roku jakoś się nie sprawdziło, ale o tym innym razem.

A tak prezentują się efekty końcowe.

Śpiewnik - zdjęcie okładki:


 Przykładowe strony środkowe - cztery z grafikami oraz jedna z przypisem:






Koszulka - mały wzór na przód:


Koszulka - większy wzór na tył:


Pełny tegoroczny arsenał retrowy (zdjęcie z oficjalnego fanpage'u SKPB):


Impreza była przednia i stwierdzam, że warto było tłuc się na nią po dziewięć godzin z i do Wrocławia. Ale o wspomnieniach z tegorocznego festiwalu również będzie później, w osobnym wpisie. Proszę zatem o cierpliwość...

wtorek, 23 lipca 2013

Odkurzanie: zagłosuj na śpiewnik!

Kochani!

Wielu z Was już mnie ściga za to, że blog znowu się zapuszcza i leży odłogiem na dnie szuflady,osierocony przez autorkę. Niestety, inaczej być nie mogło, albowiem nałożyło się wiele spraw mocno zajmujących - mój szturm na rynek pracy uwieńczony został sukcesem, później wkręciłam się w obronę, a w niedalekiej przyszłości szykuje mi się zmiana stanowiska. Na szczęście sytuacja powoli się uspokaja, więc mogę z czystym sumieniem odkurzyć Szkicownik.

Z radością wszystkim komunikuję, iż od czerwca mogę się już tytułować pełnoprawnym magistrem :) Pisanie pracy do tej pory zajmowało mój cały wolny czas i po obronie, uwolniona od wszelkich studenckich obowiązków, nagle zdałam sobie sprawę z tego, że... nie mam co robić w życiu! Znacie zapewne ten stan - kiedy osiąga się jakiś cel, kończy świetną książkę lub ogląda ostatni odcinek ulubionego serialu i okazuje się, że sprawa ta tak nas wciągnęła, że nie wiemy gdzie się podziać kiedy mamy ją już za sobą.

Na szczęście życie pośpieszyło mi z pomocą - w niedługim czasie dała o sobie znać koleżanka Foka z nowym zleceniem dla zaprzyjaźnionego SKPB. Otóż właśnie w tej chwili rodzi się nowy śpiewnik kołowy, natomiast ja mam się zająć oprawą graficzną tegoż dzieła. I tu zwrócić się muszę z prośbą o pomoc do czytelników bloga. Projektów okładki śpiewnika powstało trzy, a ponieważ zdania recenzentów na ich temat okazały się być mocno podzielone (najpierw faworytką był patchwork z cerkiewką, potem na pierwszy plan wysunęło się drewno, a teraz nagle zaczęły się podobać błękity), Foka zdecydowała się przeprowadzić ankietę, do której każdego z Was zachęcam.

Przedstawiam naszych trzech przystojnych kandydatów...





...a poniżej link do ankiety. Zagłosujcie proszę, z góry dziękuję :)

https://docs.google.com/forms/d/1TesMDWaU6JiXODAG3i-8psKiO1-KrIFdBP2qsDJlzX8/viewform

niedziela, 10 marca 2013

Liebster Award


Już jakiś czas temu zaprzyjaźniona blogerka Elviska – autorka bloga czytelniczego – zaproponowała mi udział w pewnej zabawie. Wtedy jeszcze wstrzymałam się z zaprezentowaniem jej na blogu, w nadziei, że kiedyś uda mi się spełnić wszystkie jej warunki. Ale ponieważ czas leci i nie ma sensu odkładać niektórych spraw w nieskończoność – postanowiłam dołączyć do gry dzisiaj.Oto zasady: 

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Cóż, w blogerskim światku jestem jak na razie mało rozeznana, stąd też ciężko by mi było znaleźć jedenastu kandydatów do odznaczenia ;) Pozwolę sobie nagiąć nieco zasady gry i nominować AŻ cztery polskie blogi, które regularnie odwiedzam i czytuję. Do nominowanych dołączę także blog, który mnie wyróżnił – czyli Czytelnicze Zacisze Elviski – ponieważ uważam, że zasługuje na odznaczenie. I, jako, że Elviska brała już udział w zabawie, zwalniam ją z obowiązku przekazania nominacji dalej oraz odpowiadania na pytania. Zrobiła to już >tutaj<. Pozostałych zachęcam do dalszego udziału w zabawie. 

NOMINOWANI: 

1. AMI – za blog To (nie) dziki kraj…, w którym barwnie i z humorem opisuje Irlandię oczami polskiego imigranta.
2. Malanow – za blog trochę fotograficzny, trochę twórczy, trochę ciekawostkowy, mocno okraszony sarkazmem, czyli inż. Malanow – don’t worry i’mengineer!
3. Foka vel. Focus – za podróżniczy blog Szwendacz Foczuni, w którym pięknie – osobiście i poetycko – pisze o górach.
4. Elviska – za blog Czytelnicze Zacisze, w którym dzieli się swoją czytelniczą pasją tworząc recenzje i relacje ze spotkań autorskich. 

Ponieważ spodobały mi się pytania od Elviski, przekazuję je dalej następnym nominowanym. Zatem odpowiadajcie! 

A oto moje odpowiedzi: 

1. Co skłoniło cię do prowadzenia bloga?
Chęć podzielenia się twórczością swoją i w mniejszej skali także znajomych. Tyle, że ci ostatni jakoś niezbyt chętnie się dzielą… :P 

2. Pies czy kot?
Kot. Zwolennicy psów zapewne się oburzą, ale pies kojarzy mi się z marionetką, którą łatwo kontrolować, w dodatku potwornie hałaśliwą. Koty może i są czupurne, ale zawsze niezależne. Poza tym są spokojniejsze i łatwiejsze w utrzymaniu. 

3. Twoje wymarzone wakacje?
Dłuuuugi rajd przez polskie góry, od Zgorzelca do Bieszczadów, z dobytkiem na plecach i namiotem. Może kiedyś się zdecyduję… 

4. Książka na prezent to dobry pomysł?
Najlepszy, jaki znam :) 

5. Najdziwniejszy tytuł książki jaki zapadł ci w pamięć?
„Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem”. Właściwie wszystkie dłuższe tytuły wydają mi się jakieś takie dziwaczne… 

6. Ulubiony autor?
Ostatnio pozostaję pod urokiem Strugackich, ale jeszcze kilku faworytów by się znalazło. 

7. Czy porzucasz książki, które zaczęłaś czytać a nie spełniają Twoich oczekiwań?
Kiedyś porzucałam, teraz staram się dobrnąć do końca. Opieram się na tezie, że nie da się ocenić książki po samym jej początku, aczkolwiek jeśli po dwóch, trzech rozdziałach coś mi się nie spodoba, to rzadko zmieniam zdanie. 

8. Fryzjer czy kosmetyczka?
Buehuehue, wybrałam to pytanie głównie ze względu na Porucznika Malanowa XD Jestem bardzo ciekawa jego odpowiedzi. A wolę fryzjera. Mniej boli :P  

9. Ulubiony bohater literacki – uzasadnij.
Jak to, tylko jeden? Toż to się nie da! Będzie kilka osób.
Lubię Bohuna (bo junak przesławny i taki w tej Helenie zakochany…), Kmicica (wojownik z charakterem!), Milę Borejko (kobieta z charakterem!), Małą Mi  (ale literacką, nie animowaną! również charakterna, w dodatku niczego się nie bała, na wszystko patrzyła z dystansem i humorem i zawsze wychodziła cało z opresji; bardzo niewychowawcza postać), połowę postaci z „Poniedziałek zaczyna się w sobotę” (wszystkie są takie oryginalne i nieszablonowe), dzieciaki z Bullerbyn (pomysłowe były, nie ma co…), Snape’a z „Harry’ego Pottera” (postać tragiczna i bardzo niejednoznaczna) i jeszcze dwie postaci Pratchetta, Akwilę Dokuczliwą vel. Tiffany Obolałą (bystra dziewucha, w dodatku czarownica) i Bagaż (bo to po prostu Bagaż!) – to bohaterzy, którzy w pierwszej kolejności mi wpadli do głowy. 

10. Bohater literacki, którego najbardziej nie lubisz i dlaczego?
Znowu wymagany jeden. Ehh…  Wymienię kilkoro: książę Bogusław (ten literacki, prawdziwego nie miałam przyjemności poznać; bo zdrajca i lalusiowaty uwodziciel), Izabella Łęcka (bo idiotka), Marianek od Chmielewskiej (bo też idiota, w dodatku żarłok z gatunku tych złych żarłoków), Paszczak z „Muminków” zbierający znaczki (taki pretensjonalny…), Skrzetuski (próżny arystokrata), Helena Kurcewiczówna (jak mogła nie wybrać Bohuna!??). 

11. Książka, którą czytałaś wiele razy i chętnie po nią sięgasz?
Już wiele razy czytałam „Zimę Muminków”, moim zdaniem najlepszą i najbardziej tajemniczą książkę Tove Jansson, na pewno będę jeszcze po nią sięgać. Lubię też wracać do sienkiewiczowskiej trylogii, „Tajemniczego Ogrodu” Burnett, „Pikniku na skraju drogi” (moja pierwsza książka Strugackich, stąd chyba taki sentyment :D), „Tajemnicy Bożego Narodzenia” Gaardera (bo taka pełna cudów i o świętach)… i to chyba tyle. A jest też mnóstwo książek, z których lubię czytać wybiórczo niektóre fragmenty i delektować się nimi. 

To tyle. Teraz Wasza kolej!

piątek, 8 marca 2013

Z życiorysu + eSKaPeBowskie plakatowanie

Witajcie!

Marzec zaczął się na dobre, niedługo przyjdzie wiosna. Tymczasem, jak słusznie zauważyła koleżanka AMI, wciąż nie zdążyłam zainaugurować roku 2013 na blogu! Zgroza! Zabieram się zatem do roboty.

Przy takich okazjach blogerzy zazwyczaj chwalą się statystykami, ja jednak na takowe się nie skuszę, gdyż na razie nie przedstawiają się zbyt optymistycznie :] Niemniej jednak miło mi się ogląda wciąż podnoszący się pasek licznika odwiedzin - fakt, że od czasu do czasu ktoś tu jednak zagląda, dodaje motywacji. Szkoda, że jeszcze nie pomaga rozciągnąć doby, bo czasu ostatnio bardzo mało. Za to zajęć przybyło... Udało mi się załapać najpierw na praktyki, potem na pracę. Ponieważ posada jest bardzo zajmująca, na pisanie dyplomu pozostają mi wieczory i weekendy. No i nie byłabym sobą, gdybym od czasu do czasu nie wspomogła tego czy tamtego znajomego machając jakąś grafikę. Efekt taki, że na bloga przez ostatnie trzy miesiące czasu już nie starczyło...

Do grona osób, któremu wykonywałam drobne grafiki, zaliczają się też znajomi i przyjaciele z rzeszowskiego SKPB. O owej urokliwej mieszaninie przewodników studenckich, ich sympatyków oraz osób mniej lub bardziej powiązanych wspominałam już kiedyś na blogu (patrz: tutaj) i czuję się z nią emocjonalnie związana. Tym bardziej, że z tego samego środowiska wywodzi się wielu moich dobrych przyjaciół, w tym też wszyscy członkowie elitarnego Stowarzyszenia Zdeklarowane Stare Panny (więcej: tutaj). I to właśnie od eSKaPeBowców, za pośrednictwem koleżanki Foki (zachęcam do zaglądania na jej górsko-podróżniczego bloga: http://szwendacz-foczuni.blog.pl/) dostałam ostatnio kilka przyjemnych zadań graficznych do wykonania. Były to plakaty rajdów kołowych.

Pierwszym zleceniem był plakat na październikowy wyjazd pt. "Jesienne Harce". Początkowo powstał w wersji ciemnej, ostatecznie na prośbę zleceniodawczyni zmodyfikowany na "biało":



Przy drugim zleceniu ("Puchar Panny", czyli nieformalne kołowe zawody narciarskie) zaczęłam się rozkręcać. Powstał plakat minimalistyczny, syntetyczny, z nutką etno (jak na razie - mój faworyt):


A oto najmłodsze dzieło, z tego, co słyszałam, przyjęte entuzjastycznie przez odbiorców - typowo już komiksowe podejście, inspirowane starym, dobrym von Mackensenem (tych, którzy jeszcze nie znają mojego ulubionego pruskiego generała z I wojny światowej - odsyłam tutajtutaj):


Ostatni plakat wciąż jest aktualny. Dlatego w imieniu rzeszowskich Przewodników Beskidzkich - serdecznie zapraszam na rajd!