Inżynierska praca, po długich, nieprzespanych nocach, wreszcie skończona i oddana. Teraz wszystko w rękach (i dobrej woli) recenzenta. A ja z czystym sumieniem mogę napisać pierwszego posta w tym roku.
Nic na to nie poradzę - jako przyszła panna młoda uwielbiam zanudzać postronnych wrażeniami z przygotowań weselnych. Bloga to nie ominie. Poniżej skrócony reportaż z prawie rocznych poszukiwań "tej jednej jedynej" sukni ślubnej.
Podejście nr 1  - zakładam, że moja suknia musi być oryginalna i niepowtarzalna. Ma  mnie wyróżnić z tłumu panien młodych. Pierwsze pole poszukiwań -  oczywiście wujek Gugle.   Rzuca mi się w oczy suknia w stylu vintage, krój empire, wierzchnia  warstwa z koronki. Lekka i zwiewna. Do kompletu długie za łokieć,  koronkowe rękawiczki z palcami odciętymi jak u motocyklistów. Ideał.  Musi być moja! 
Podejście nr 2 - pierwsze wizyty  w salonach. Odwiedzam dwa wrocławskie. W pierwszym sukienki ładne,  owszem, ale... dość typowe. W drugim panie dosłownie skaczą dookoła mnie  - jestem zachwycona obsługą! Wpada mi w oko kreacja podobna do  Sanpatrickowskiej Eboli. Mimo, że nie ma żadnych ozdób (a może właśnie  dlatego?), dla mnie jest nieziemsko piękna. 
Podejście nr 3 - wciąż podoba mi  się niby-Eboli, ale nie mogę przestać myśleć o koronkowym cudzie z  internetu. Wybieram się do krawcowej. Najpierw zgadza się uszyć to o co  proszę, ale potem pozbywa złudzeń - ciężko będzie znaleźć w  podkarpackich hurtowniach koronkę na tyle lekką, żeby można ją było  nosić na całej sukni bez halki z kołem. 
Podejście nr 4 - wizyty w  rzeszowskich salonach. Sukien dużo, wiele ładnych, kilka pięknych, tej  jednej zwalającej z nóg - brak. Prawie wszystkie mają halki i koła,  którym się stanowczo sprzeciwiam. Nie i już! Nad jedną koronkową kreacją  zastanawiam się długo, byłabym ją kupiła, ale wątpliwości nachodzą mnie  tak często, że w końcu daję sobie z nią spokój. 
Podejście nr 5 - wracam w  internet. Okazuje się, że suknie w stylu mojej wymarzonej istnieją,  szyte są przez projektantów z zachodu. Potwornie drogie i niedostępne w  Polsce... :((( Po raz pierwszy zauważam sukienki do połowy łydki. Rzeczywiście są  ładne, ale czy na tę jedyną okazję mam sobie odmówić kreacji długiej do  ziemi?... 
Podejście nr 6 - Mama podejmuje  za mnie decyzję - jedziemy szukać do Krakowa. Cały dzień spędzamy na  obchodzeniu salonów. Nic nie znajdujemy. Dramat, po prostu dramat... 
Podejście nr 7 - stwierdzam, że  muszę znaleźć alternatywę dla koronkowej piękności z internetu. Znowu  zastanawiam się nad kiecami 7/8. A może?... 
Podejście nr 8 - we Wrocławiu idę do salonu z nieziemską obsługą. Panie podają mi krótki model sukienki. Zakładam i... 
...doprawdy, gdybym tego nie przeżyła, do dziś myślałabym, że takie  sytuacje zdarzają się tylko w filmach. Spojrzałam na siebie w lustrze i  wiedziałam, że TO JEST TO! Łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu  (naprawdę! nie przesadzam!). Brakowało tylko Bachowskiego "Alleluja"... 
Dzisiaj, już po drugiej przymiarce, stwierdzam, że sukienka nadal podoba mi  się tak jak na początku. To był po prostu strzał w dziesiątkę!  Życzę tego wszystkim pannom młodym!  
 
 
Rumcajs: Eh, tyle biegania i zachodu... Dobrze, że u mnie nie powinno być tyle problemu ze strojem. Dwa-trzy salony z garniturami do obejścia i na pewno coś mi się spodoba;>
OdpowiedzUsuńI całe szczęście, bo już na mnie rodzina patrzyła podejrzanie, przez te wszystkie linki z sukniami ślubnymi:)
OdpowiedzUsuń