niedziela, 12 października 2014

Pozdrowienia z antypodów

To był pierwszy taki nasz wyjazd. Pierwszy poza kontynent, pierwszy na południową półkulę i pierwszy w tropiki. Podróż życia. Powtórzymy ją kiedyś jeszcze? Mam nadzieję, że tak.

We wrześniu wyprawiliśmy się na czerwony kontynent. Sami nie wiemy co nam strzeliło do łba, żeby wyjechać w tak daleką podróż. Po prostu pewnego dnia nagle stwierdziliśmy: raz się żyje i zabraliśmy się za przygotowania. Na początku naszej jesieni spakowaliśmy się, oddaliśmy klucze do mieszkania Zielarce i pojechaliśmy. Przed wyjazdem zostawiliśmy jej jeszcze list z instrukcjami:

DROGA ZIELARKO!

[tu nieistotne w treści wskazówki co do odkręcania zaworów, podlewania zielska i pilnowania lodówki]

PS. Czekolada wcale nie jest dla Ciebie, ma tylko drażnić Twój wzrok i podniebienie.
[...]



Zielarka nie pozostała dłużna. Po powrocie znaleźliśmy na stole odpowiedź:

HEJ RUMCAJSOWIE!

1. Pierwszego dnia byłam z mamą, to niewiele mogłam zdziałać. Odkręcałam na chama wodę i pominęłam w podlewaniu kilka kwiatków. Nie mogłam też niczego wynieść. Za to udało mi się bez świadków odłączyć lodówkę - tak jakbym gasiła światło...

2. Dziś czwartek. Jestem na rowerze to niewiele wyniosę. Znalazłam trochę nic nie wartej biżuterii, ale to w lombardzie wszystko kupią. Lodówka pływa, za to kwiatki podlewam domestosem. :)

3. Mamy środę! Kwitną rozchodniki. Rano było tak zimno, że skrobaliśmy szyby... Biorę dziś telewizor. PS. Jadąc ul. Prądzyńskiego zaliczyłam wszystkie kupy. Przekraczając progi Waszych pokoi zapomniałam zdjąć buty. Buziaki :)

4. Pamiętacie jak pisałam, że odkręciłam wodę? :D Zlewy zatkałam korkami. Leje się już na parterze. Macie coś jeszcze cennego do wyniesienia?

Rozejrzeliśmy się po mieszkaniu i, o dziwo, zauważyliśmy telewizor na miejscu. Najwyraźniej nie zmieścił się na bagażniku roweru.

A jak było na samych antypodach? Cóż... Ciężko streścić w kilku zdaniach kraj, który jest tak diametralnie INNY. Klimat jest inny, roślinność rośnie inna, zwierzaki hasają inne, ziemia ma inny, czerwony kolor, słońce też jakoś inaczej biegnie po nieboskłonie, bo jest po północnej stronie i porusza się w lewo, zamiast, jak Pan Bóg przykazał, w prawo. Ludzie też przez to są inni, spokojni, uśmiechnięci, zadowoleni, zagadują się po przyjacielsku i w ogóle się nie spieszą. Jakie to dziwne zjawisko w kraju, w którym przecież połowa żyjących organizmów chce cię zabić.

Przez całą trzytygodniową podróż udało nam się zwiedzić Melbourne i Sydney, zobaczyć pająka wielkości dłoni w przydomowym ogródku, dotknąć tego wielkiego czerwonego kamulca w centrum outbacku, pływać na rafie z rekinem, podziwiać gwiazdy na pustyni, przebiec po paru górach i wąwozach, porzucać bumerangiem, zjeść burgera z wielbłąda "dla dobra środowiska", naoglądać się aborygeńskiej sztuki i zapoznać z miejscową fauną i florą. Australijczycy doskonale zdają sobie sprawę z odmienności ich ojczyzny od reszty świata i nie skąpią obcokrajowcom okazji do bezpośredniego kontaktu z, na przykład, kangurami, wombatami, kolczatką, dziobakiem i kukaburą.

Jednak największym powodzeniem cieszyły się oczywiście misie koala - tulone, głaskane i podziwiane pośród morza zachwytów i okrzyków radości. Same koale okazywały mniejszy entuzjazm, ale ciężko wymagać entuzjazmu od istot, które śpią 20 godzin na dobę.


Dla mnie, oczywiście, poza zwierzętami niesamowite były też rośliny - chociażby paprocie drzewiaste, setki gatunków eukaliptusów, rododendrony wielkości domów, banksje, dęby pustynne, a na północy również storczyki. Piękny kraj, żyć, nie umierać...

Na pewno będę wszystkim Australię polecać. Masz okazję - leć. Nie masz - zrób wszystko, żeby taka okazja się znalazła. Brakuje forsy? Sprzedaj samochód. Nie masz samochodu - sprzedaj telewizor, nie masz telewizora - sprzedaj lodówkę, nie masz lodówki, i tak dalej, i dalej, i dalej... Ale jedź. Naprawdę warto. Chociażby żeby potrzymać tego flegmatycznego koalę.

PS. Po powrocie ze sterty prania wygrzebałam małe nasionko. Musiało się zapodziać w ubraniu podczas spacerów w buszu. Pokazałam je Rumcajsowi, mówiąc: - Wsadzę je do doniczki, może coś wyrośnie.
- Tak! - ucieszył się luby Rumcajs - Na przykład eukaliptus! A na nim zakwitną małe koale! :D

2 komentarze:

  1. Rumcajs:
    Dodaj jeszcze że białe spodnie w których chodziłaś po Outbacku, całe czerwone na dole od ichniejszej ziemi, nie doprały się. I jaką radość Ci to sprawiło:) Może z zebranych drobinek czerwonego piasku urośnie nam małe Uluru?

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Bardzo obrazowe wspomnienia. Chcę do Australii !!!
    2. Zielarka to moja druga ulubiona Autorka. Ślę pozdrowienia
    3. Ciekawa nowa technika rysunku
    A.P.

    OdpowiedzUsuń