poniedziałek, 6 września 2010

Twórczość studentów z Zyndranowej

Chatka rzeszowskiego Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich to miejsce magiczne. Ludzie tam znikają w tajemniczy sposób i równie dziwnie się zjawiają, w pamięci przebywających gości często są luki, szybko wyczerpują się zasoby portfelowe, a zamiast nich po kątach pojawiają się znienacka stosiki pustych butelek, niekiedy o malowniczych nazwach, jak "Patyk", "Bieszczady", czy "Platon". Dodatkowego uroku dodaje fakt, że nie ma tam kanalizacji, wodę czerpie się ze studni, a grzeje się paląc własnoręcznie rąbane drewno w piecu, któremu kilka lat temu grupa młodych artystów dorobiła obudowę z pianki poliuretanowej w kształcie gigantycznego kufla z piwem. Człowiek w końcu przyzwyczaja się do tamtejszego rytmu życia, który polega na tym, że wstaje się rano z trudem i ze zdartym gardłem, a kładzie się spać bladym świtem dorzynając jeszcze na gitarach ostatnie piosenki z repertuaru. O, tak, Zyndranowa jest zdecydowanie magicznym miejscem...

Spędziłam z Bratem w chatce Zyndranowskiej ostatni weekend. I było magicznie. Śpiewogranie zaczęło się już około czwartej po południu, kiedy to wstała główna śpiewaczka zmęczona poprzednią nocą, koleżanka F. Nie wiem o której się skończyło, ponoć o szóstej rano. Ja, moje struny głosowe i palce (10 godzin łomotania na gitarze) nie dotrwałyśmy tej godziny. Ale zdążyłam zobaczyć dość. Wszystkiego na raz nie opowiem, więc będzie w częściach.

W pewnym momencie imprezy obecni na niej goście nagle zerwali się i ruszyli w stronę niedużego parkingu przy chatce. Natychmiast się wyczuło, że coś jest na rzeczy, kiedy wszyscy zaczęli świecić latarkami. Okazało się, że któryś z gości poczuł zew sztuki i postanowił przyozdobić jeden z samochodów oblewając go oranżadą z butelki i obsypując piórami z rozprutej chatkowej kołdry. Jego pomysł został entuzjastycznie wprowadzony w życie przez resztę. Efekt swojej twórczości poprawili jeszcze gaśnicą.

Tym właśnie samochodem dnia następnego ja i Brat zabraliśmy się do domu. Nie muszę dodawać, że wszyscy się za nami oglądali częściej niż gdybyśmy jechali najszybszym w Europie kabrioletem po tuningu.

Zafascynowała mnie pomysłowość kierowcy, który, gdy poszedł do sklepu kupić gąbkę do wytarcia przedniej szyby (para+pióra+pył z gaśnicy nie wpływają pozytywnie na widoczność), to wrócił z paczką podpasek.
- Bo gąbek nie mieli...
Kierowca był szczerze zdziwiony faktem, że podpaski pokrywa się z jednej strony klejem i nie potrafił dociec po co się to robi. Więc mu wytłumaczyłam:
- Robi się to po to, aby podpaska nie wyślizgiwała się z ręki przy wycieraniu przedniej szyby w samochodzie.

Odwiedźcie kiedyś chatkę studencką w Zyndranowej. Nie zawiedziecie się. To magiczne miejsce.

Niedługo więcej wspomnień i może parę szkiców magią inspirowanych.

1 komentarz: