Scenka z mego drugiego roku studiów: sala ćwiczeniowa,
końcówka semestru, pani profesor, nazywana przez nas, studentów, wdzięcznym
mianem „Smoczyca” z racji dość paskudnego charakteru, dyktuje nam zakres
ćwiczenia projektowego na zaliczenie. Ponieważ lista plansz do oddania jest
długa, a termin niedaleki (2 tygodnie), atmosfera w pomieszczeniu robi się
grobowa, miny współtowarzyszy niedoli coraz bardziej rzedną, oczy wszystkich
stają się coraz większe, w powietrzu czuć paniką lub zrezygnowaniem. Rzecz normalna
tuż przed sesją.
Pani profesor zakańcza swój monolog sformułowaniem: – A na
koniec zrobicie poster. Lekkie ożywienie na sali. O co chodzi? Poster? Znaczy
się, ma na myśli plakat? Po zajęciach ci, którzy mieli kontakty w latach
wyższych zrobili wywiady wśród znajomych i przekazali pozostałym studentom
informację – tak, chodzi o plakat. Zaraz w towarzystwie rozgorzały dyskusje nad
bezsensownym zapożyczaniem zagranicznych słów i nieudanej próbie bycia „pro”
przedstawicielki kadry naukowej. Jak się potem okazało, było to nasze pierwsze,
ale nie ostatnie spotkanie z nowym słówkiem. Pozostali prowadzący bowiem
również nie wymagali od nas wykonywania plakatów, ale posterów.
Potem temat się znudził i przycichł. Ale mi pozostał
niesmak. No, bo niby w czym plakat jest gorszy od posteru? Przecież mówi się o
sztuce plakatowej, nie posterowej. Więc czemu poster? Czyżby uczelniani
pracownicy dla najzwyczajniejszych przedmiotów wymyślali sformułowania, które w
ich mniemaniu miałyby brzmieć bardziej nowocześnie? Taka iluzja
profesjonalizmu? Bo przecież wiadomo, że „roztwór koncentratu pomidorowego w
dwuwodorku tlenu” brzmi mądrzej niż „zupa pomidorowa”, a Elizabeth Taylor
lepiej niż Elżbieta Krawiec…
Ów problem w końcu mi się znudził i przestałam go
roztrząsać, choć nadal uparcie używam słowa „plakat” zamiast „posteru”. W końcu,
jak mówił sławny rodak, Polacy nie gęsi, z jakiej paki we własnym kraju mam
nazywać przedmioty po angielsku.
Aż wczoraj, przy towarzyskiej herbatce u znajomych, dyskusja
znowu została podjęta, gdyż jedna z koleżanek słyszała, że „poster” ma oznaczać
plakat związany ściśle z nauką lub projektem, na co ja zapytałam jak się to w
takim razie przekłada na język angielski. I wtedy luby Rumcajs oświadczył:
– Dziwne określenie,
„poster”, u nas na polibudzie mówiło się „plansza ideowa”.
Rumcajs: Właśnie - plansza ideowa i nie było to w ogóle przez nas uznawane za coś humorystycznego:P Po prostu dodatkowa kartka B1, na której trzeba było pokazać (nakleić, opisać, zrymować) swój pomysł na projekt - oczywiście zawsze robiło się ją na końcu - bo wtedy jakaś idea wpadała do głowy. "Te - a to nie wygląda jak ślimak? - No, tak, już wiem: to jest dom ślimiarny! Do tego drzewa, las, zieleń, habitat, dom pasywny etc."
OdpowiedzUsuń