poniedziałek, 27 marca 2017

Chustowanie

Szybki szkic o chustach:


Powstał jako odpowiedź na pytanie dlaczego w Rzeszowie powinny być zorganizowane wykłady o noszeniu w chustach.

Nie jest to grafika oparta na wrażeniach własnych, raczej na cudzych, zasłyszanych tu i ówdzie lub wyczytanych gdzieś w necie. Osobiście mam zupełnie inne doświadczenia, często spotykałam się z pozytywnymi reakcjami, nawet u starszych pań, które były zachwycone uśmiechającym się znad splotów malcem. Jeden starszy pan to wręcz nazwał mnie "prawdziwą matką", bo noszę dziecko przy sobie, a nie trzymam "z dala, w wózku" (co nie oznacza, że uważam wożenie dzieci w wózkach za coś złego; sama przecież to robię).

Zapewne zaraz padną pytania czy warto nosić.

No, cóż...

Myślę, że z chustowaniem jest tak, jak ze wszystkim. Warto spróbować. Może nie od razu brać się za temat kupowaniem drogiej i, jak się później może okazać, nietrafionej szmatki i noszeniem na upartego, z byle jak zawiązanym węzłem, byle by tylko fundusze się nie zmarnowały (hehe, tak, przyznaję się, tak zrobiłam), ale na spokojnie i z dystansem, zaczynając od konsultacji lub warsztatów chustowych, na których można zobaczyć z czym to się je, jak nam idzie i czy w ogóle nas to kręci.

W naszym wypadku szło to różnie, głównie ze względu na własne błędy w technice wiązania czy też w wyborze sprzętu. Ale noszenie samo w sobie sprawiało i mnie, i Koali ogromną przyjemność. Nie wykluczam, że jeśli córcia doczeka się rodzeństwa, spróbuję ponosić jeszcze raz, tym razem od początku z profesjonalną konsultacją chustową i profesjonalnym sprzętem.

1 komentarz:

  1. Żałuję, że was nie nosiłam w chuście. W onych (PRL-owskich) czasach były niedostępne.
    Balbin

    OdpowiedzUsuń