środa, 1 marca 2017

Stan intensywnej replikacji DNA

Tak podsumował mnie Brat, kiedy oznajmiłam, że jestem w ciąży. Spodobało mi się.

W ogóle jeśli chodzi o ciążę, to można znaleźć na nią wiele ciekawych i równie uroczych jak powyższy epitetów.

Ktoś mógłby rzucić, że my tu o ciąży, a przecież Koala już prawie rok jest na tym świecie. Owszem, to prawda, ale chyba nie zaprzeczycie, że czas oczekiwania na dziecię również obfituje w ciekawostki warte sportretowania. A że nie chcę za bardzo mącić w głowach czytelników brakiem chronologii, bo był tu już taki cykl szkiców archiwalnych i myślę, że tyle retrospekcji wystarczy, to grafiki w tematyce okołodziecięcej będę wrzucać po kolei.

Dobra, do rzeczy...

Zaczęło się od stanu intensywnej replikacji DNA.

Po USG pierwszego trymestru, kiedy z lubym Rumcajsem zobaczyliśmy małą istotkę dryfującą na monitorze jak miniaturowy kosmonauta, małżonek użył wobec mnie określenia: statek-matka.


Kiedy już potwierdziło się, że dziecię będzie dziewczynką, ktoś z bliskich - nie pamiętam już kto - nazwał mnie matrioszką (bo noszę w środku mniejszą kopię samej siebie).


Tyle zapamiętałam. Znacie jeszcze jakieś ciekawe określenia na ciężarne?

2 komentarze: