niedziela, 11 kwietnia 2010

Rozważania narzeczeńskie

Nie dalej jak kilka dni temu byłam świadkiem takiego dialogu między moimi rodzicielami:

Tat: Gdzie moje jabłko z połoniny?
(Tat miał tu na myśli jabłko, które dzień wcześniej zabrał ze sobą jako suchy prowiant na jednodniowy wypad w Bieszczady. Nie zjadł go w końcu i przywiózł z powrotem)
Mam: Zjadłam je.
Tat: Co? Jak to? Moje jabłko?
Mam: Leżało samotne i biedne to zjadłam.
Tat: Moje jabłko z połoniny! Trzeba było samej je sobie zawieźć w góry i wnieść tam i z powrotem.
Mam: A pocałuj mnie w tam i z powrotem.

Rozmowa dość absurdalna. Ale tego typu gry słowne dominują w naszych relacjach rodzinnych. Kiedy się nad tym dłużej zastanowiłam, zadałam sobie pytanie czy rodzice mego miłego Rumcajsa (spokojne i ułożone małżeństwo) na pewno zdają sobie sprawę z tego w jaką rodzinę wżenia się ich syn. Pocieszyłam się myślą, że w pełnej krasie poznają się dopiero na weselu - a wtedy będzie już za późno.

1 komentarz:

  1. To ja już wiem czemu Ty jesteś taka dziwna, oraz skąd Twe zamiłowanie do żywności wszelakiej :)

    OdpowiedzUsuń